środa, 18 marca 2015

pieluchy

Przychodzi blondynka z dzieckiem na szczepienie. Pielęgniarka, przypatrując się dziecku, pyta: kiedy zmieniała mu pani pieluchę?
- Yyy... trzy dni temu - mówi dziewczyna. Na opakowaniu przecież było, że do 12 kg... 

Pół żartem, pół serio...

Choć spotkałam kobiety, które niestety, dziećmi nie umiały się zająć... Nie umiały, nie chciały, nie dawały rady...? Które, na pytanie, dlaczego dajesz półrocznemu dziecku czekoladę, nie umiały odpowiedzieć. A pytanie o to, dlaczego wstawia zdjęcie na Facebooku z - mówiąc kolokwialnie - obsranym dzieckiem, uważały za bezzasadne. 

Dbanie o pociechy... I można wiele, wiele o tym mówić (ilość poradników mówi sama za siebie), ale... 

a może wszystko streścić do jednego: kochaj swoje dziecko, bo takie masz tylko jedno? (nawet jeśli w domu biega dziesięć szkrabów) 

A może do innego: jesteś matką. 

Wystarczy?

wtorek, 17 marca 2015

Uśmiech


Jeśli zwykła piosenka mogła wywołać w dziecku takie reakcje, zastanawiam się, co dzieje się w jego ciele i umyśle wtedy, kiedy ojciec podnosi głos czy matka płacze. 
Być może się nad tym nigdy nie zastanawialiśmy. Być może nikt nie powiedział: dziecko nie powinno tego oglądać, ale...

jeśli zwykła piosenka mogła wywołać takie reakcje...?

- Mamo, ja nie chcę być duży.
- Dlaczego?
- Bo wtedy już nikt nie będzie chciał nosić mnie na rękach, przytulać i całować...
- Co ty mówisz?
- Bo wtedy każdy będzie myślał, że coś od niego chcę w zamian...

A czy to, czego my nie powinniśmy chcieć w zamian za pracę z dziećmi... czy to nie ten zwykły, szczery, zwyczajny uśmiech?

Po prostu.

piątek, 13 marca 2015

Tak



Zasłyszane w SKM'ce. Poirytowana matka krzyczy na dziecko:
- Nie wierć się tak, bo ta pani cię ze sobą weźmie. - spogląda w moją stronę.
- Ale ona uśmiecha się nawet do telefonu, a ty, mamo, nigdy!
Zamarłam. Współpasażerka jako straszak. I dziecko, które widzi więcej, dalej...
Niesforne dziecko? Niegrzeczne?
A może trzeba się zwyczajnie uśmiechnąć?

Taka sytuacja, którą opisałam zresztą również na swojej tablicy Facebookowej, spotkała mnie wczoraj w drodze z uczelni do mieszkania. 

Dziwię się kobietom, które mają odwagę (?) straszyć swoje dzieci innymi ludźmi. Szczególnie obcymi, którzy siedzą obok. 

Patrząc w oczy temu chłopcu, mogłabym powiedzieć: z chęcią bym cię z sobą wzięła, inteligenciku :) bardzo chętnie!

Szczególnie wtedy, gdy dostrzegło się to pragnienie... Tak, tego pragnienia nic nigdy - mam nadzieję - mu nie odbierze. Nawet zirytowana matka.

czwartek, 5 marca 2015

:)

O tym, jak wygląda życie matki "od kuchni" :D
Bardzo podoba mi się ta kobieta! Naturalność :)

środa, 4 marca 2015

szkoła szkoli?

"Zeszyt świadczy o uczniu", słyszałam nie raz (i nie dwa), kiedy oddawałam go nauczycielce do sprawdzenia. Nie robiłam błędów ortograficznych - pewnie przez wpływ czytanych od czwartego roku życia książek. Nawet nie gryzmoliłam jak kura pazurem i nie mazałam po nim, ile wlezie. Po prostu - nigdy nie podkreślałam tematów, ba, nigdy nie nauczyłam się robić porządnych notatek. Pisałam po prostu to, co - moim zdaniem - było dla mnie istotne. I to, czego chciałam się nauczyć. 

Pamiętam, gdy zapytana, kto jest prezydentem Polski, odpowiedziałam: Aleksander Kwaśniewski. Był rok, zdaje się, 2001, może 2002. Dostałam, mówiąc potocznie, opieprz. "Nie mówi się Aleksander, ale pan Aleksander Kwaśniewski". Potem kilka minut monologu, ochrzaniania... Do dziś, gdy słyszę to nazwisko, mam uraz i przed oczyma panią nauczycielkę, która stanęła nade mną i... i zastanawiam się, kto był bardziej niekulturalny. Ja, mała dziewczynka, która nie powiedziała "pan" (bo kto w TV tak mówił?), czy nauczycielka, która przerzucała swój zły humor na nieświadome, głupiutkie dziecko?

"Nie dyskutuj" - to hasło przewodnie, którym mogłabym określić dzisiejszą edukację. Nie dyskutuj, bo - mimo że wmawia ci się inaczej - nie masz prawa myśleć inaczej niż reszta. "Dlaczego Antygona jest postacią tragiczną"? "Dlaczego Adam Mickiewicz to 'wieszcz narodowy"? Dlaczego zaczyna się naukę historii od starożytności, a nie tego, co dzieje się teraz, na naszych oczach?

Wystarczyło jedno pytanie pani profesor na dzisiejszym wykładzie, by tylko udowodnić mi, że polska oświata chce ogłupić społeczeństwo. "Która z pań wie, kto to Lenin?" Podniosło rękę zaledwie kilka osób. "A która z pań wie, w którym wieku żył Bolesław Chrobry?". Zgłosiło się jakieś 75-80% grupy. O czym to świadczy? O tym, że dzisiejsza młodzież jest głupia i nic ją nie obchodzi, czy o tym, że szkoła... uwstecznia, że nauczyciele uczą głupot (bo tak każe MEN), że...?

Wiem sporo o mejozie i mitozie, dziejach powstania świata i ludzkości (prekambr, jura i inne sprawy), dużo o religii katolickiej (mniej o judaizmie - a czy o innych religiach nie powinniśmy również wiedzieć, choćby podstaw?), zawsze zaczynałam na starożytności i kończyłam historię na XVIII w... i czuję się jeszcze głupsza niż kiedykolwiek.

Gdyby nie moje osobiste poszukiwania, pewnie nie wiedziałabym nic o otaczającym świecie. 

"Pani profesor, chciałabym wziąć udział w olimpiadzie polonistycznej" - powiedziałam kiedyś do nauczycielki w liceum. "Ty? Ty, z tą tróją, chcesz wziąć udział w olimpiadzie? Nie ma mowy, byłby wstyd dla szkoły..." 

Zabolało. Tym bardziej,  że nie widziała, ile książek - zamiast, dla mnie, nic niewnoszących lektur, przeczytałam. Nie wiedziała, jak piszę - bo sprawdzała wszystko tylko i wyłącznie z kluczem odpowiedzi. W sumie nic o mnie nie wiedziała.

Przykre, tak bardzo to przykre.

sobota, 28 lutego 2015

O bajkach

Dzisiejsze bajki często wcale nie przypominają tych, które przed dwudziestoma laty włączała mi Mama (jeszcze na rozmazanym ekranie telewizora "z dupą"). Tytuły odcinków przypominające raczej horrory lub masakry rodem z włoskich filmów o mafijnych mordercach nie zachęcają, aby włączyć je małym dzieciom. Fenomenem jednak jest, że właśnie te "bajki" osiągają, również w Polsce, rekordy popularności. 



Tytuły bajek mocno zachęcają... do krytyki z mojej strony. Przykładowo Randka umarlaków, Wiem, co zrobiłaś zeszłej strachonocy, Zamrażanie więzi... 

Czy to naprawdę bajka dla trzyletnich dzieci?

Kiedy współprowadziłam półkolonie dla małych dzieci w ferie zimowe, jedna z pięcioletnich dziewczynek ubierana (i umalowana [sic!]) była za te potwory. Ta, która powinna cieszyć się życiem, wyglądała jak śmierć. Moda, czy może głupota?

Dziecko, szczególnie najmłodsze, niekoniecznie odróżnia prawdę od fikcji. Nie warto serwować mu pozycji, po których będzie bało się zasnąć - bo i po co? Trumny, wilkołaki, brzydkie stwory... z pewnością do nich należą.

Jednym z kanałów, które zdecydowanie mogę polecić, jest MiniMini. Bajki krótkie, dostosowane do wieku pociechy, mądre, bez wulgaryzmów. 

Choć jednym z pytań, które - myślę - warto sobie postawić: czy rodzice tak naprawdę wiedzą,czym zajmują się ich dzieci?

mały człowiek, nie debil

O tym, dlaczego z dziećmi powinny pracować osoby uśmiechnięte i rozumiejące problemy najmłodszych, mogłabym pisać sporo. Podobnie jak o tym, dlaczego w państwie, które uczy hierarchii od najmłodszych lat ("słuchaj rodziców", "starszym trzeba być posłusznym", "nie odzywaj się i nie dyskutuj z nauczycielami") nigdy nie wykształci się demokracji ani ludzkiej niezależności. Czy też o tym, że polska edukacja kompletnie nie wykształca w człowieku zdolności krytycznego myślenia i podejmowania decyzji. 

Ale o tym, dlaczego - mimo wszystko - warto pozwolić dziecku być... dzieckiem, chyba często zapominamy. "Bo my, dorośli, wiemy lepiej". I wysyłamy je - koło taneczne, aktorskie, korepetycje z matematyki i angielskiego... Plan zapełniony po brzegi. Po to, by "dziecko miało łatwiej w życiu"?

Wielkie dzięki mojej Mamie, która nie zmuszała mnie do czytania książek - sama zrozumiałam ich wartość. Która nie mówiła "idź do kościoła, bo...". Która nie wysyłała na kolejne koła naukowe - w nadziei, że będę mieć lepiej niż ona w dzieciństwie!

Do dzisiaj pamiętam jej słowa, które powiedziała mi jakieś 15 lat temu: "może nie będziesz mogła robić wszystkiego, ale zrób wszystko, by robić to, co umiesz i lubisz". Dzisiaj, gdy to wspominam, uśmiecham się i mówię, że to Paulo Coehlo w polskim wydaniu, ale "coś w tym jest" :) 

Pozwólmy dziecku być dzieckiem - chciałoby się powiedzieć. Jestem zdecydowanym zwolennikiem antypedagogiki, która zakłada, że dziecko ma prawo dokonywać wyborów, bo ono samo wie, co dla niego najlepsze. 

A jeśli źle skorzysta z danych mu możliwości? Rozmowa, rozmowa, rozmowa. Nie przekonywanie, ale wspieranie. Nie zmuszanie i ciągnięcie na kolejne koła, ale pytanie "czy chcesz?".

Gdyby okazało się, że nie będzie chciało, cóż... Nawet teraz nie wszystkim się chce. "Uczą się", ale nie pamiętają. I są nieszczęśliwi, bo muszą to robić. 

Pozwólmy dziecku być dzieckiem - powtórzę. Przecież, jak powiedział Abelard Giza w jednym ze swoich skeczów, "to mały człowiek, a nie debil".